Wieczór legend był dla Niebieskiej Krainy świętem niezwykłym. Odbywał się według ściśle określonej etykiety i tylko wtedy, gdy w kraju została przyznana lwia odznaka. Na przykład dzisiaj. Flora pomyślała że ma szczęście, ponieważ ostatni wieczór legend odbył się, gdy wujek był malutkim lwiątkiem, a jej ojca nie było jeszcze na świecie. Najbardziej jednak emocjonowała się Aja, która większość dzieciństwa spędziła nieruchomo z chorą łapą. Wtedy jej ulubioną rozrywką było słuchanie historii. Łapę uleczono, ale nawyk pozostał. Flora często widywała siostrę mamroczącą historyjki pod nosem i ilustrującą sokiem owoców ściany jaskini.
-To już? - popiskiwała radośnie Aja.-Nie - odpowiedziała Flora.
-To już?
-Nie.
-To już?
-Nie.
-To już?
-Nie.
-To już?
-Nie.
-To już?
-Nie.
-To już?
-Tak.
- Witam wszystkich zebranych! - rzeczywiście, król zaczął przemawiać. -Za zasługi małych lwiątek, walczących z wrogim lwem, przyszłych strażników, urządzono dzisiaj wieczór legend - zaczął król. - Wiem że cały kraj żyje wydarzeniami ostatnich dni, jednak nie trzeba się bać. Podczas zebrania rady królewskiej zdecydowaliśmy o wzmocnieniu straży w wąwozie i przy granicy. Kontaktujemy się z władcami innych krain. W razie niebezpieczeństwa poinformuję niebieskokraińców.
Podniosła się wrzawa. Wiele zwierząt szukało jeszcze miejsca by spokojnie usiąść. Każdy chciał zasiąść jak najbliżej władcy, jednak pierwszy rząd był zarezerwowany dla lwiej dziesiątki.
– Czemu? – spytała zainteresowana Aja.
Na twarzy króla pojawił się strach, co zdarzało się bardzo rzadko. – To przez człowieków – powiedział drżącym głosem. Po jaskini rozległ się przerażony szmer. O człowiekach krążyły legendy. Niektórzy twierdzili że wiele człowieków ma na imię „Ludź ” ale mało kto w to wierzył.
– Człowiekowie zabijali zwierzęta, bo ich skóry były cenne. Trzeba było uciekać – głos zabrał znów wujek. – Lwy znalazły ziemię zamieszkaną przez pojedyncze ptaki i gryzonie nie zdolne do stworzenia cywilizacji. Przywódca tamtego stada – Jimbi przypomniał sobie niedolę innych zwierząt i wrócił do Afryki, aby zaproponować im umowę – zamieszkają w „Krainę bez człowieków” w zamian za uznanie Jimbiego królem. Wiele zwierząt poprzestały na umowie i tak lwy zostały władcami. Kraina ta była niepodobna do tej którą znał Jimbi. Wiem że nie umiecie sobie tego wyobrazić, ale tam gdzie mieszkają człowiecy rzeki wpadają do morza lub łączą się z innymi, a nie po prostu się kończą jak u nas. Jimbi nie interesował się terenami dzisiejszej Lwiej i Złej Ziemi, odkryli je jego wnukowie. Doczekał się czterech lwiątek i rozdzielił między nimi ziemię, której mieli być władcami:
– Czemu? – spytała zainteresowana Aja.Na twarzy króla pojawił się strach, co zdarzało się bardzo rzadko. – To przez człowieków – powiedział drżącym głosem. Po jaskini rozległ się przerażony szmer. O człowiekach krążyły legendy. Niektórzy twierdzili że wiele człowieków ma na imię „Ludź ” ale mało kto w to wierzył.– Człowiekowie zabijali zwierzęta, bo ich skóry były cenne. Trzeba było uciekać – głos zabrał znów wujek. – Lwy znalazły ziemię zamieszkaną przez pojedyncze ptaki i gryzonie nie zdolne do stworzenia cywilizacji. Przywódca tamtego stada – Jimbi przypomniał sobie niedolę innych zwierząt i wrócił do Afryki, aby zaproponować im umowę – zamieszkają w „Krainę bez człowieków” w zamian za uznanie Jimbiego królem. Wiele zwierząt poprzestały na umowie i tak lwy zostały władcami. Kraina ta była niepodobna do tej którą znał Jimbi. Wiem że nie umiecie sobie tego wyobrazić, ale tam gdzie mieszkają człowiecy rzeki wpadają do morza lub łączą się z innymi, a nie po prostu się kończą jak u nas. Jimbi nie interesował się terenami dzisiejszej Lwiej i Złej Ziemi, odkryli je jego wnukowie. Doczekał się czterech lwiątek i rozdzielił między nimi ziemię, której mieli być władcami:
– Wema,
jedyna córka dostała Urodzajne Ziemie, gdyż wykazywała zdolność
do władania dużymi terenami,
– Bidi, pierworodny syn władał Pustynią, bo posiadał białe futro, które nie przyciągało promieni słonecznych
– Kazi, najmłodszy z synów odziedziczył Nieurodzajne Ziemie, ponieważ umiał radzić sobie nawet w niezbyt dobrych warunkach,
-Vipawa,
przejął naszą ojczyznę – Niebieską Krainę, dlatego że w
przeszłości uratował topiącą się siostrę. Jimbi twierdził że
skoro syn tak dobrze pływa powinien dostać najbardziej zagrożony
powodziami teren. Za czasów Vipawy wymyślono jak sobie z nimi
radzić, dlatego dziś nie boimy się już wody. Właściwie
uwielbiamy ją. Ona... pomogła opanować Wielki Pożar - powiedział
król załamującym się głosem. Według etykiety król nie powinien
okazywać słabości, ani mówić o wodzie jako żywej istocie. Ale
zebrani zrozumieli. Ogień odebrał królowi wszystko co kochał i
zdziesiątkował kraj. Flora znów wspomniała ciotkę skaczącą w
ogień ratować swoje dzieci. Nigdy nie wróciła. Woda była
naturalnym przeciwieństwem ognia, czymś co król uważał za dobre.
- Teraz opowiem pierwszą z legend – spróbował nie brzmieć smutno król. – Opowiem o najdzielniejszym z lwów. Otóż Vipava miał dwóch synów – Trikiego i Liona. Triki był potężnym i złotym lwem, Lion był jednak kościsty, brudnoszary i czarnooki – wyglądał jak każdy nisko urodzony zwierz. Triki jako starszy odziedziczył królewską koronę. Lion wstąpił do królewskiej straży. Wyśmiano go, ponieważ wszyscy widzieli w nim tylko jego niegroźną posturę. Wierzyła w niego tylko najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa, która walczyła o miejsce w armii dla chłopca, którego kochała od małego. W końcu przydzielili go do pomagania rannym. Lion nie był oczywiście zadowolony, ale nie miał wyboru. Wkrótce lwi generał umarł, a wojsko nie wiedziało co ma robić. Szpiedzy wrócili z wiadomością że grupa pustynnych wojowników chce zabić starego już Bidiego, a potem napaść na miejsca z lepszymi warunkami do życia. Lion przysięgł że będzie bronił wuja do ostatniego tchu. Na czele nielicznej armii dostał się na Pustynię i rozgromił przeciwników. Żaden buntownik nie umarł, walka nie była na śmierć i życie. Przegrani zostali wygnani, a zwycięski Lion wrócił do królestwa gdzie wyznał miłość Lirze. Żyli długo i szczęśliwie, a ich dzieci odkryły Lwią Ziemię. - A teraz pora na drugą legendę - ciągnął król. - Tym razem o życiu mego dziadka - Leo. Opowiadał mi tą historię, gdy byłem młodszy od większości przyszłych strażników, nie umiem już powiedzieć czy wydarzyła się naprawdę, czy była tylko historyjką. Otóż młody Leo miał stać się królem stada na innych warunkach niż wybieramy przyszłego władcę my. Prawo ustanowione przez jego ojca głosiło że każdy lew może wyzwać jego syna na pojedynek i pozbawić władzy nawet uśmiercając. Miły tatuś. W każdym razie wysportowany i silny Leo podjął wyzwanie. Stawał do walki z każdym kandydatem do walki i wszystkie wygrywał. Aż pojawiła się kandydatka. Ich pierwsza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
-Hmmm... Przyszły król? Serio z tobą mam walczyć?
- Proszę cię, powiedz że to żart, nie biję dziewczyn.
-A ja facetów tak. Walczysz czy biorę koronę sama?
Tak zaczęła się najgorsza walka w życiu Leo. Miotał się, gryzł, ale nie mógł wygrać z silną lwicą. Po godzinie poddał się i zrzekł korony na rzecz ... Taji. Wtedy zdał sobie sprawę z tego że wypełniły się słowa starego mędrca, który w dzieciństwie powiedział mu że korona odbierze mu koronę. Wtedy nie wiedział o co chodzi, ale wszystko składało się w całość. Taji to znaczy korona. Taji odebrała mu władzę walcząc z nim. Taji była w ogóle taka słodka, miła, piękna i tak cudownie mówiła jak głupi są chłopcy. Leo zaczął się zakochiwać. Bardzo. A Taji uznała że Leo jest uroczy, taki zabawny, elegancki i taki inny niż reszta facetów. Zaczęła się zakochiwać. Bardzo. Niedługo Leo wrócił na tron, jednak nie sam, a u boku Taji. I choć Taija nadal robiła mu wykłady o beznadziejności męskiego gatunku, a Leo nadal nie zamierzał tego uznać kochali się aż do grobu.
- Teraz opowiem pierwszą z legend – spróbował nie brzmieć smutno król. – Opowiem o najdzielniejszym z lwów. Otóż Vipava miał dwóch synów – Trikiego i Liona. Triki był potężnym i złotym lwem, Lion był jednak kościsty, brudnoszary i czarnooki – wyglądał jak każdy nisko urodzony zwierz. Triki jako starszy odziedziczył królewską koronę. Lion wstąpił do królewskiej straży. Wyśmiano go, ponieważ wszyscy widzieli w nim tylko jego niegroźną posturę. Wierzyła w niego tylko najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa, która walczyła o miejsce w armii dla chłopca, którego kochała od małego. W końcu przydzielili go do pomagania rannym. Lion nie był oczywiście zadowolony, ale nie miał wyboru. Wkrótce lwi generał umarł, a wojsko nie wiedziało co ma robić. Szpiedzy wrócili z wiadomością że grupa pustynnych wojowników chce zabić starego już Bidiego, a potem napaść na miejsca z lepszymi warunkami do życia. Lion przysięgł że będzie bronił wuja do ostatniego tchu. Na czele nielicznej armii dostał się na Pustynię i rozgromił przeciwników. Żaden buntownik nie umarł, walka nie była na śmierć i życie. Przegrani zostali wygnani, a zwycięski Lion wrócił do królestwa gdzie wyznał miłość Lirze. Żyli długo i szczęśliwie, a ich dzieci odkryły Lwią Ziemię. - A teraz pora na drugą legendę - ciągnął król. - Tym razem o życiu mego dziadka - Leo. Opowiadał mi tą historię, gdy byłem młodszy od większości przyszłych strażników, nie umiem już powiedzieć czy wydarzyła się naprawdę, czy była tylko historyjką. Otóż młody Leo miał stać się królem stada na innych warunkach niż wybieramy przyszłego władcę my. Prawo ustanowione przez jego ojca głosiło że każdy lew może wyzwać jego syna na pojedynek i pozbawić władzy nawet uśmiercając. Miły tatuś. W każdym razie wysportowany i silny Leo podjął wyzwanie. Stawał do walki z każdym kandydatem do walki i wszystkie wygrywał. Aż pojawiła się kandydatka. Ich pierwsza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
-Hmmm... Przyszły król? Serio z tobą mam walczyć?
- Proszę cię, powiedz że to żart, nie biję dziewczyn.
-A ja facetów tak. Walczysz czy biorę koronę sama?
Tak zaczęła się najgorsza walka w życiu Leo. Miotał się, gryzł, ale nie mógł wygrać z silną lwicą. Po godzinie poddał się i zrzekł korony na rzecz ... Taji. Wtedy zdał sobie sprawę z tego że wypełniły się słowa starego mędrca, który w dzieciństwie powiedział mu że korona odbierze mu koronę. Wtedy nie wiedział o co chodzi, ale wszystko składało się w całość. Taji to znaczy korona. Taji odebrała mu władzę walcząc z nim. Taji była w ogóle taka słodka, miła, piękna i tak cudownie mówiła jak głupi są chłopcy. Leo zaczął się zakochiwać. Bardzo. A Taji uznała że Leo jest uroczy, taki zabawny, elegancki i taki inny niż reszta facetów. Zaczęła się zakochiwać. Bardzo. Niedługo Leo wrócił na tron, jednak nie sam, a u boku Taji. I choć Taija nadal robiła mu wykłady o beznadziejności męskiego gatunku, a Leo nadal nie zamierzał tego uznać kochali się aż do grobu.
-Czy wszystkie legendy kończą się miłością? - szepnął zniesmaczony Dada do Aji.
-Dwie trzecie – odpowiedziała. -
Nie pasuje ci? Bo mojej siostrze i Ikiemu pasuje.
-Ty shiperko!
-Chodzi o twoją siostrę?
-Skąd wiesz?
-Jestem mądra.
-Hmm...
-Proszę nie zmuszaj mnie bym zbiła
cię niczym Taja Leo.
-Miłość jest fuj.
-Ciekawe przemyślenie. Dziś
walentynki.
-Co?
-Takie człowiekowe święto.-Aha.
-No.
-Skąd znasz człowiekowe święta?
-Jestem mądra.
-A ja nie?
-Hmm...
Legend opowiadano jeszcze wiele, Dada i Aja kłócili się w najlepsze, ale tymczasem w umyśle Ikiego, krążyła tylko pierwsza legenda. Lion i Lira - Iki i Flora. ❤️
---
A więc dziś w rozdziale trochę śmiechu, trochę miłości, trochę łez. A nade wszystko walentynki. Tak btw. to chciałabym powiedzieć wesołych walentynek, jakkolwiek je obchodzicie. Ja naprzykaład czytam książki Ricka Riordana (gorąco polecam {hmm... czy nazwałam lwa Leo podświadomie od mojego ulubionego bohatera książki?}), oglądam TV, przeglądam fanarty w internecie i narzekam na chłopców.
Pytanka (nie musicie odpowiadać):
1. Najlepszy moment rozdziału? (rozmowa Dady i Aji? legenda? podejście Taji do chłopców? coś innego? Ja uwielbiam to pierwsze)?
2. Pomysł umieszczenia walentynek w opowiadaniu był dobry czy raczej nie?
3. Jakieś inne spostrzeżenia.
bye i wesołych walentynek Jeszce raz
majam
.
P.s: lekko zedytowałam 4 rozdział, ponieważ chciałam napisać w tym dokładniejsze wspomnienie śmierci cioci Flory, ale mi nie pasowało więc macie je w tamtym rozdziale. Polecam przeczytać
.
P.s: lekko zedytowałam 4 rozdział, ponieważ chciałam napisać w tym dokładniejsze wspomnienie śmierci cioci Flory, ale mi nie pasowało więc macie je w tamtym rozdziale. Polecam przeczytać